wtorek, 14 października 2014

Świętowanie półtora roku według Terrorysty

Wczoraj skończyłem półtora roku. Staję się dojrzały, podobno. Matka postanowiła jakoś uczcić te moje 18 miesięcy niszczenia świata i zabrała mnie na spacer, długi. Była ciocia Agata i Sara, która do tej pory nie przepadała za mną. Ale wczoraj naszeptałem jej kilka miłych słówek na uszko i wiecie co? Dogadaliśmy się! Jednak ksywka "Terrorysty" zobowiązuje i życie ze mną nie może być nudne...!

W pewnym momencie zauważyłam, że Młody zaplątał się w smycz. Schyliłam się, wołam go i zaczynam odplątywać. Pies jak to ma w zwyczaju na spacerach, ma głupawkę, która chwilami się wycisza, a chwilami po prostu wybucha. I wybuchnęła właśnie w momencie, gdy torba od aparatu była przede mną, tuż przy psie. Młody, jak to Młody zaczął skakać, cieszyć się z niczego. I nie wiem jak on to zrobił, ale jego łapa znalazła się w metalowym zapięciu od wspomnianej torby. Pisk niemiłosierny... Najpierw ja, a potem Agata próbujemy wyjąć łapę. Nic z tego, zaklinowana. Jakoś udaje mi się zadzwonić do mamy, mówię jak wygląda sytuacja, a w odpowiedzi dostaję: to ją, po prostu, wyciągnij! Na całe szczęście mama przyjechała. Gdy zobaczyła jak sytuacja wygląda już nie było po prostu wyciągnij ;) Z akompaniamentem pinczerowych pisków ląduję z nim w samochodzie. Droga do naszej kliniki trwa około 15 minut, na całe szczęście Pan Pinczer siedzi, nie wariuje, więc nie było jakoś makabrycznie. Wysiadanie z samochodu... To był koszmar. Właściwie każde poruszanie się z nim było koszmarem - ja trzymałam psa tak, żeby się nie wyrywał, a mama torbę od aparatu. Kładziemy go na stole, pani weterynarz ogląda dokładnie łapę. Przynosi z osiem różnych kombinerek, żadnymi nie da się przeciąć metalowej zapinki, a było to jedyną możliwością na uwolnienie łapy. Zostało nam polecone abyśmy pojechały do Praktikera po elektryczną piłkę do metalu (co z perspektywy czasu jest dla mnie totalną głupotą...). Zostałam z Nico w samochodzie, mama poleciała do sklepu. Wróciła z kombinerkami i ucięła zapinkę. Wracamy do kliniki. Przy wychodzeniu z samochodu okazało się, że wszelki metal, który był przy psiej łapie - wypadł. Wnoszę do Młodego do środka, w poczekalni przysypia, mimo że znajduje się tam także szczenię w typie cockera. Kiedy już wchodzimy do środka okazuje się, że łapa jest cała i zdrowa, jedynie mocno obolała! A były obawy, że będzie przedziurawiona na wylot, że ścięgno będzie zerwane. Skończyło się na całe szczęście tylko na lekach przeciwbólowych, uff. Łapa obecnie prezentuje się tak:

Pozdrawiamy!

1 komentarz:

  1. Jestem na twoim blogu pierwszy raz i nie żałuję! :) piękne zdjęcia no, no, pinczerku... Stajesz się mężczyzną! :D
    i dobrze że nic z łapy się nie stało, shira momentami tez ma taką gl i pasję czasem myślę że rękę mi urwie...

    pozdrawiamy i zapraszamy do nas! :)
    Http://przygodys.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń